czwartek, 19 grudnia 2013

Strong cz.1



------Ashley
Znowu to samo… Lisa już dawno śpi, siedzę w swoim małym pokoju i robię to co od dawna przynosi mi wielką ulgę… Uwielbiam kiedy mam chwilkę dla siebie i mogę po prostu wziąć żyletkę i… kolejne rany pojawiają się na moich nadgarstkach, ale jestem do tego przyzwyczajona, bo kiedyś to ON zranił mnie tak mocno, że teraz już żaden ból nie jest silniejszy od tego, co czułam wtedy… Kolejna kreska krwi na moim nadgarstku pojawiła się jak tylko przejechałam po nim malutkim i ostrym kawałkiem metalu. Wzięłam kilka chusteczek i przyłożyłam do rany, chcąc wytrzeć krew lekko ją rozmazując. Zawinęłam kolejny kawałek bandażu i zaciągnęłam rękaw na nadgarstki. Podeszłam do łóżeczka mojej małej córeczki, patrząc jak spokojnie śpi. Jest taka podobna do swojego ojca… a on nawet nie wie, że ona istnieje. To już ponad 2 lata od czasu kiedy go ostatnio widziałam. Przykryłam ją lekko kołderką i położyłam się spać, bo jutro czeka mnie kolejny dzień udawania…

Wstałam o 6:00 rano, żeby pójść do pracy. Podczas kiedy ja pracuje Lisą zajmuje się moja ciocia Claudia. Wzięłam ciepły prysznic i umyłam zęby. Ubrałam się w zwyczajne ciuchy (takie), a włosy związałam w kucyka.
Wyszłam do kuchni i uszykowałam sobie kanapki i kawę. Kiedy do drzwi, ktoś zadzwonił poszłam je otworzyć
[C] No cześć kochana, już jestem jak tam dzień?- przywitała się ze mną ciocia, która była jedyną bliską mi osobą.
[A] Cześć ciociu, z chęcią bym jeszcze pospała- zaśmiałam się, kiedy wracałyśmy razem do kuchni
[C] Lisa śpi?- zapytała siadając na krześle przy niewielkim stole
[A] Tak, zaczyna wreszcie przesypiać całe noce- westchnęłam ciężko
[C] A ty?- zapytała dociekliwie
[A] Też- uśmiechnęłam się. Już dawno nie miałam tych koszmarów z czego się cieszyłam i to bardzo.
[C] To wspaniale, cieszę się, że jakoś się pozbierałaś. To już 2 i pół roku odkąd nie jesteś z TYM chłopakiem.- powiedziała wstając i mocno mnie do siebie przytulając
[A] Tak, ja też, mam to już za sobą i jest coraz lepiej- uśmiechnęłam się.
[C] No kochana, nie chcę cię poganiać ale jest już 8:20 i chyba już musisz lecieć- powiedziała spoglądając na zegarek
[A] No tak już idę, ucałuj ode mnie małą jak się obudzi i powiedz jej, że mamusia ją bardzo kocha i przyniesie jej misia- powiedziałam, żegnając się ze starszą kobietą
[C] Dobrze powiem, miłej pracy- wyszłam z kuchni, ubierając swoją ulubioną bluzę wyszłam z mieszkania. Do pracy miałam na 9:00. Pracowałam w sklepie muzycznym, co nie przynosiło mi zbyt wielu pieniędzy, ale było mnie stać na utrzymanie siebie i mojej małej kochanej córeczki. Najcenniejsza dla mnie jest, ta jej dziecięca miłość. Do sklepu miałam dość daleko i musiałam jechać miejskim autobusem, więc kupiłam bilet i usiadłam na wolnym miejscu, wlepiając wzrok w szybę. Kiedy dojechałam na miejsce, od progu przywitała mnie moja przyjaciółka, Susan jeszcze z czasów szkoły, z którą utrzymywałam kontakt i przyjaciel Paul, którego poznałam kiedy się tutaj przyjęłam.
[P] O hej- powiedział chłopak, niosący kolejną dostawę płyt.
[A] Hej- powiedziałam z uśmiechem
[S] Hejcia, co tam u Lisy?- zapytała lekko mnie przytulając Susan
[A] A dobrze, przesypia już całe noce i mówi coraz więcej- uśmiechnęłam się
[P] Mamy dziś mnóstwo roboty, a w dodatku przyjedzie dziś kolejna dostawa, więc musimy się wziąć do roboty- westchnął Paul
[A] Ok. to ja ci pomogę, poukładam i po metkuję płyty- powiesiłam bluzę i torbę na wieszaku na zapleczu i wzięłam się do roboty…
-----Harry…
Obudziłem się o 11:30 i ledwo zwlekłem się z łóżka. Poszedłem do łazienki i wziąłem zimny prysznic, na rozbudzenie i zszedłem do kuchni po butelkę lodowatej wody. Miałem wielkiego kaca, którego teraz musiałem jakoś ugasić. Wczoraj miał urodziny Liam i nieźle zabalowaliśmy świętując je w barze jego Zayna i Louisa.  Dziś jest do wykonania kolejna akcja, w której biorę udział razem z Niallem. O 14:20 spotykamy się u mnie i zaczynamy obmyślać plan. Ubrałem się w dresy i usiadłem przed telewizorem. Kilka minut po 14 do drzwi zadzwonił, jak się domyśliłem Niall. Wstałem z kanapy i poszedłem mu je otworzyć.
[N] Siemka- przywitał się wchodząc do środka.
[H] Cześć, też masz takiego kaca jak ja?- spytałem, widząc jego podkrążone oczy
[N] I to jeszcze jak- zaśmiał się blondyn kierując się w stronę salonu- ale musimy się zacząć szykować- dodał
[H] To chodź- wziąłem kluczyk ze schowka i poszliśmy do piwnicy, gdzie znajdował się mój mały punkt przygotowawczy na wszystkie akcje. Od kluczyłem drzwi i weszliśmy do środka.
[N] No to jak nazywa się ten koleś?- Niall, staje naprzeciwko małego wysokiego stołu na środku pomieszczenia i opiera się o metalowy blat.
[H] Edward Ford, ma 40 lat i jest szefem agencji modelek. Nieźle sobie naskrobał skoro, chce zabić go jeden z najbogatszych ludzi w tym mieście. Za zabicie go płacą nam 500.000 dla każdego. Dzisiaj będzie w swoim biurze i to właśnie tam go zabijemy.- wyjaśniłem mu wszystko, rzucając na stół papiery z dokumentacją.
[N] Ford…- skądś kojarzę to nazwisko,- Niall zaczął się zastanawiać.
[H] Już kiedyś się z nim widzieliśmy, ale to było bardzo dawno temu- wyjaśniłem mu i podszedłem do wielkiej gabloty, która rozciągała się na całej ścianie, a w niej znajdowała się różnego rodzaju broń.
[N] Co bierzemy?- spytał blondyn, lekko się uśmiechając, rozglądał się jaką broń wybrać.
[H] Ja biorę to- wskazałem na niewielką broń z laserem i tłumikiem. Wyciągnąłem dwa takie same pistolety i poszedłem wymienić magazynki, podczas gdy Niall wciąż się zastanawiał. Kiedy w końcu wybrał sobie taką samą broń jak ja wróciliśmy na górę, żeby przebrać się w odpowiedni strój. Zawsze zabijaliśmy w garniturach, czarnych rękawiczkach i w niektórych sytuacjach przydawały się kominiarki.
[N]  Czyj wóz bierzemy dzisiaj?- zapytał Niall zakładając marynarkę.
[H] Mój- zaśmiałem się chowając pistolety za pasek i w kaburę, która znajdowała się pod marynarką. Chłopak zakręcił pistoletem na palcu i schował go tam gdzie ja. Wyszliśmy do garażu, w którym znajdowało się 5 moich samochodów. Dziś jedziemy Rand Roverem więc wziąłem odpowiednie kluczyki i wyjechaliśmy samochodem na ulicę, zamykając za sobą moją posesję. Do celu mieliśmy nie jakie 30 minut drogi. Trochę głupio był zabijać kolesia, którego znam, ale takie życie. Zjechałem na odpowiedni parking, tuż przed biurem naszego celu i weszliśmy niepostrzeżenie do środka.
[H] Ubezpieczasz mnie, on na pewno ma ochronę, wychodzimy z windy i idziemy prosto do niego, nie daj się zwieść. –klepnąłem kumpla w ramię, wyciągając broń w
momencie kiedy, nasza winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. O dziwo na korytarzu nie było tylu ludzi, ilu bym się tutaj spodziewał, co ułatwi nam sprawę. Kiedy odnaleźliśmy właściwy gabinet zapukałem do drzwi lekko je uchylając. Cel siedział na fotelu odwrócony w stronę wielkiego szklanego okna. Wszedłem do środka, a zaraz za mną Niall, zamykając drzwi na klucz od środka.
[EF] Wiedziałem, że przyjdziecie- zaśmiał się starszy facet, lekko na nas spoglądając. Podniosłem broń celując prosto w serce.
[EF] Pamiętam jak spotkaliśmy się, kiedyś…- zaczął mówić- miałeś wtedy dziewczynę, jak jej było….- zastanawiał się. Wiedziałem o kogo mu chodzi, nie chcę o niej myśleć.- Ashley tak, już pamiętam- dodał
[H] Przyszedłem cię zabić, a ty wspominasz dawne czasy?- zapytałem przykładając mu pistolet do skroni
[EF] Tak, bo ja wiem czegoś czego ty nie wiesz, Harry….- zaśmiał się po czym dodał- masz z nią dziecko i nawet o tym nie wiesz..- powiedział, a ja pociągnąłem za spust. Strzeliłem jeszcze dwa razy, w jego klatkę piersiową i razem z Niallem wycofaliśmy się do wyjścia, a potem do windy, wracając do domu wspominałem jego ostatnie słowa, które odbijały się echem w mojej głowie „Masz z nią dziecko i nawet o tym nie wiesz”…   



 Jest 6:44 a ja dodaję część bo późno wracam dziś do domu, trochę boję się tego jakie jest wasze zdanie na temat tej części ale mam nadzieję że się podoba? 
Matko błagam oby tak :) 
komentujcie 
Mrs.Horan

8 komentarzy: